Czy ten resort zajmie się kiedyś ochroną przyrody? My apelujemy o odebranie parków narodowych, wspólnego dobra narodowego, politykom i samorządom!
Kolejna porażka resortu środowiska
(Publikujemy obszerne fragmenty listu Jakuba Medka, dziennikarza Gazety Wyborczej w Białymstoku, jaki wysłał on do resortu środowiska. List pozwala zrozumieć jakie mechanizmy stoją na przeszkodzie powiększenia BPN i jakie błędy popełnia ministerstwo środowiska, a także co nam grozi w ochronie przyrody. Śródtytuły od redakcji.)
Zwracam się do państwa jako dziennikarz i publicysta zajmujący się na co dzień ochroną przyrody i Puszczą Białowieską. Jako osoba, którą pytali państwo czasem o zdanie w tych sprawach. W końcu jako człowiek, który ma przecież dokładnie takie same cele jak państwo. Czyli ochronę polskiej przyrody generalnie a jej perły – Puszczy Białowieskiej - w szczególności. Sekundowałem w duchu i publicznie państwa zamierzeniom w tym kierunku od samego początku. Trzymałem kciuki za tę inicjatywę, kiedy mogłem służyłem radą. Ale coraz wyraźniej widzę, że wszystko zmierza w bardzo niedobrym kierunku. Trudno żebym w tej sytuacji nie próbował się z państwem podzielić swoimi spostrzeżeniami.
Obecna sytuacja. Alegorycznie z zewnątrz sytuacja wygląda mniej więcej następująco: Ministerstwo (reprezentujące państwo) jest właścicielem dużego gmachu użyteczności publicznej – Puszczy Białowieskiej. Zarządzanie kamienicą resort powierzył dwóm administratorom – parkowi narodowemu i Lasom Państwowym (obie instytucje podlegają ministerstwu, w obu minister mianuje dyrektorów). Teraz właściciel postanowił, że część budynku zmieni administratora. Rzecz normalna. Tyle że tu właśnie kończy się normalność. Bo właściciel załatwia wszystko w przedziwny sposób – zamiast jednemu z administratorów – Lasom Państwowym - wydać polecenie przekazania terenów drugiemu z administratorów, czyni z niego de facto stronę w negocjacjach, w dodatku stronę ewidentnie zamierzeniom właściciela nieprzychylną. Do tego jeszcze cała procedura przekazania podlega uzgodnieniom z lokatorami z kwaterunku, czyli samorządami. Żeby było jeszcze śmieszniej, spośród lokatorów najwięcej mają do powiedzenia ci, którzy są pracownikami jednego z administratorów (Lasów Państwowych), a pośrednio ministerstwa środowiska. Wychodzi więc na to, że ministerstwo negocjuje z samym sobą, i w dodatku te negocjacje przegrywa .
Znam doskonale uwarunkowania prawne, swoją drogą powstałe z myślą, pod kątem i na zamówienie samorządowców z Puszczy Białowieskiej, o których przed chwilą pisałem. Rozumiem, że tego elementu w skomplikowanej układance poszerzania parku obejść się obecnie nie da. Ale nie ma żadnych przepisów, które nakazywałyby ministerstwu traktować podległą sobie instytucję, czyli Lasy Państwowe jak partnera w negocjacjach. Są natomiast liczne regulacje, którymi można skutecznie zablokować występowanie pracowników przeciwko interesom właściciela. Ale państwo tego nie robią. Państwo pozwalają się ogrywać jak małe dzieci w piaskownicy łobuzowi z procą, zmierzając w sposób nieuchronny w stronę „sukcesu”. Cudzysłów przy ”sukcesie” jest w pełni zamierzony. Więcej, gołym okiem widać będzie, że ów „sukces”, to w rzeczywistości dotkliwa porażka. Poszerzając park narodowy w taki sposób, pod dyktando Lasów Państwowych i samorządów, ministerstwo nie tylko nie poprawi w żaden sposób stopnia ochrony Puszczy Białowieskiej, ale zaszkodzi przyrodzie w całym kraju.
Sukces, który jest porażką. Występując z propozycją Pakietu dla Puszczy minister na „dzień dobry” założył kompromis, proponując objęcie parkiem zaledwie 50% drzewostanów. W dodatku duża część powierzchni którą resort brał pod uwagę, już jest chroniona jako rezerwaty przyrody. Czyli tak naprawdę wyłączenie z produkcji dotyczyłoby powierzchni mniejszej niż zadeklarowane 20 tysięcy hektarów.
Po pół roku negocjacji minister Zaleski oficjalnie w Senacie ogłasza, że na tym etapie zamiast powiększenia o 20 tysięcy hektarów, może trzeba będzie zadowolić się niecałymi ośmioma, bo tyle ze swojej strony proponują gminy. Tyle że ponad połowa terenów zaproponowanych przez gminy już jest rezerwatami przyrody. W wyniku takiego poszerzenia ilość terenów chronionych w Puszczy Białowieskiej wzrośnie w rzeczywistości może o 3 tysiące hektarów, czyli wielkość powierzchni chronionej w unikatowym na skalę światową ekosystemie wzrośnie o kilka procent. Gmina Białowieża oddaje de facto 400 ha a gmina Hajnówka 600 ha A to jest, jak by nie patrzeć, klęska. Klęska, której w żaden sposób nie da się sprzedać jako sukcesu.
Przy okazji tu pojawia się dość istotne pytanie – za co w takim wypadku lokalne gminy mają otrzymać Pakiet dla Puszczy? W często podnoszonej przez nie kwestii podatku leśnego (w rzeczywistości stanowiącego marginalne pozycje w samorządowych budżetach) przy takim poszerzeniu praktycznie nic się nie zmieni. Taksa podatku za rezerwaty i park narodowy jest identyczna, pod tym względem nic się więc nie zmieni. Zarówno z rezerwatów jak i z parku drewna się nie pozyskuje, więc argument o stratach w istotnym dla lokalnej gospodarki sektorze (również zresztą wyolbrzymianym) i związanymi z nim miejscami pracy również traci rację bytu. W ostatniej ekscytującej samorządowców kwestii – czyli zbiorów runa leśnego czy ogólnej dostępności sytuacja uległaby nawet poprawie. W znaczącej części parku runo zbierać można, można też wówczas poruszać się tam poza szlakami. W rezerwatach już takiej możliwości nie ma i wynika to nie z czyjejś złej woli, ale przepisów.
Przy tak symbolicznym powiększeniu parku pakiet, który miał stanowić wzorzec zrównoważonej gospodarki, stanie się czymś całkowicie nieuzasadnionym i skrajnie dla jego beneficjantów demoralizującym. Dostaną wielokrotność swoich budżetów za nic. To na całe lata sparaliżuje możliwość dalszego poszerzania parku narodowego nie tylko w Puszczy Białowieskiej, ale tak naprawdę gdziekolwiek. Każdy do kogo się bowiem resort w takiej sprawie zwróci, będzie chciał tyle samo za równie niewiele.
Błędy resortu. Trudno nie zauważyć, że resort od samego początku popełnił w negocjacjach szereg błędów. Pierwszym i kto wie czy nie najpoważniejszym, było wyłączenie (na wyraźne życzenie samorządów i LP) z dialogu o poszerzeniu sektora pozarządowego. Tu nawet nie chodzi o to, że w państwie demokratycznym takie praktyki są po prostu passée. Dzięki organizacjom ekologicznym resort mógłby występować w negocjacjach w roli mediatora, a proponowane przez niego rozwiązania w sposób oczywisty stanowiłyby pewien „złoty środek”, znacznie łatwiejszy do zaakceptowania dla strony samorządowej. Minister mógłby występować w roli „dobrotliwego ojca” hamującego zapędy radykalnych ekologów.
Nie bez znaczenia dla przebiegu negocjacji byłby też zasób ich doświadczeń w kwestii lokalnych realiów. A tego ewidentnie zabrakło. Chociaż do poszerzenia parku potrzebna jest zgoda rad gmin, pierwszym podmiotem w negocjacjach był powiat i jego władze. To już na wstępnie utworzyło szereg niepotrzebnych napięć zwłaszcza, że relacja między władzami powiatu a na przykład gminą Białowieża są fatalne. Resort nie próbował też w żaden sposób wykorzystać w rozmowach liderów lokalnej społeczności, osób o dużym autorytecie na tym terenie.
Zespół negocjacyjny ministerstwa nie szukał też wsparcia czy zaplecza u wojewódzkiego samorządu. A to na pewno uwiarygodniłoby Pakiet. Mówiąc obrazowo – Warszawa dla gmin jest znacznie dalej od Białegostoku.
Inną kwestią, którą w rozmowach z państwem poruszałem już na początku negocjacji, była sprawa równoważenia marchewki kijem. Każdej państwa propozycji złożonej samorządom powinno towarzyszyć przedstawienie realnego zagrożenia. Może to i mało eleganckie, ale tak właśnie się negocjuje chcąc odnieść sukces.
Brak równoległych działań pokazujących że resort ma inne możliwości ochrony Puszczy Białowieskiej wzmocniłby państwa pozycję. Pokazał, że wy nie prosicie o zgodę, ale wyciągacie rękę z propozycją. A tymczasem resort pozwolił się ustawić w roli petenta.
Państwo już na samym wstępie pozbawili się niewątpliwego atutu. Przekazując jeszcze przed rozpoczęciem rozmów środki na sprawę dla lokalnych samorządów najpilniejszą – czyli zakład zagospodarowania odpadów – stracili państwo bardzo potężną dźwignię. Tak naprawdę to jedyna rzecz na jakiej gminom zależało, bo przekładająca się bezpośrednio na wynik przyszłorocznych wyborów. Bez was by tego nie wybudowali, wywóz śmieci stałby się horrendalnie drogi.
Od razu i zdecydowanie należało też zamknąć sprawę często wykorzystywanego przez samorządy Kontraktu dla Puszczy z lat 1998-2000. Wbrew temu co mówią gminy nie stanowił on rekompensaty za poszerzenie parku w roku 1996, ale miał prowadzić do kolejnego poszerzenia. Tymczasem w roku 2000 gminy jednoznacznie wypowiedziały się w tej kwestii. Przypomnę tylko zorganizowaną przez Lasy Państwowe demonstrację w trakcie której obrzucono ministra Tokarczuka jajkami.
Kto z kim negocjował? Fatalnie wręcz, że nie zwracają państwo w żaden sposób uwagi na udział pracowników puszczańskich nadleśnictw w negocjacjach. A rzecz wymaga tu zdecydowanej i jednoznacznej kontry, pokazania że nie ma zgody na takie praktyki, przeczą one bowiem jakimkolwiek zasadom transparentności. I tak po pierwsze jedna z grup zawodowych jest w negocjacjach zdecydowanie nadreprezentowana, po drugie to grupa, która ma w nieposzerzaniu parku osobisty interes (płace w parku są jednak wciąż nieco niższe, poziom władzy zaś zdecydowanie).
Oto bowiem pierwsze skrzypce w negocjacjach grają: przewodniczący rady gminy Narewka - na co dzień leśniczy w nadleśnictwie Browsk, przewodniczący rady gminy Hajnówka - jeden z leśniczych tutejszego nadleśnictwa, oraz białowieski radny - inżynier nadzoru tutejszego nadleśnictwa, wspierany przez dwóch radnych leśniczych i dwóch radnych nauczycieli szkoły leśnej. Szczególnie aktywni – jako autorzy gminnych propozycji poszerzenia są zwłaszcza ci z Białowieży i Hajnówki. Do tego, na co zwracałem uwagę już na początku, ci ludzie są właściwie państwa pracownikami.
Trąci schizofrenią. Sytuację dodatkowo skomplikowało odwołanie dyrektor parku. Powody dla których to zrobiono – czyli proces jej poprzednika w którym jest oskarżona i fatalna atmosfera w samym parku nie są niczym nowym i nie trwają od wczoraj. Albo trzeba było ją odwołać przed rozpoczęciem negocjacji, albo zaczekać na ich zakończenie.
Swoją drogą na zorganizowanej przez państwa resort wrześniowej imprezie z okazji 600-lecia ochrony Puszczy, jednym z prezentów dla gości był przewodnik, w którym w kilku miejscach pisze się o tym, że obecny sposób i stopień ochrony puszczy jest najlepszym z możliwych. Trąci schizofrenią – prawda?
Zamiast narodowych – parki gminne. Już w toku negocjacji strona samorządowa dawała niejednokrotnie do zrozumienia, ze chce mieć wpływ na zarządzanie parkiem. Stąd te postulaty o uzgadnianiu z samorządami decyzji parku czy powoływaniu rad naukowo-społecznych w miejsce naukowych. Teoretycznie nie pozwalają na to przepisy, ale gdyby rzeczywiście w fotelu dyrektora usiadł ktoś z namaszczenia samorządów, to w praktyce tak by to wyglądało. A to byłby koniec parku. Pomijam kwestię tego, że ochrona przyrody jest według Konstytucji zadaniem państwa, nie samorządów. Tu chodzi o konkretne postulaty czy pomysły gmin, nijak się mające do ochrony przyrody. Przypomnę o co przede wszystkim chodzi: o zezwolenie na zabudowę polan puszczańskich pod samą granicę lasu. Kilka tygodni temu w Echach Leśnych wójt Narewki skarżył się otwarcie na park, bo ten nie chciał utworzyć miejsca ogniskowego na Uroczysku Głuszec, czyli w miejscu leżącym półtora kilometra w głąb parku, kilometr od granicy rezerwatu ścisłego. W tym samym miejscu miałaby zresztą kończyć bieg kolejka wąskotorowa z Białowieży – kolejny z niedopuszczalnych z punktu widzenia ochrony przyrody pomysłów. Krótko mówiąc – park według pomysłów gmin powinien być swego rodzaju disneylandem.
Czas na konkluzje – moim zdaniem w tej chwili jedyną metodą na poprawę stanu ochrony Puszczy Białowieskiej jest rezygnacja z negocjacji (bądź ich bezterminowe zawieszenie) przy równoczesnym podjęciu innych działań. Park narodowy to najwyższa forma ochrony przyrody w Polsce. Ale formy niższe (rezerwaty) są równie skuteczne a znacznie łatwiejsze do wprowadzenia. W dodatku nie wykluczają poszerzenia parku w przyszłości. Jednym słowem nie są „zamiast”, ale „zanim”. No i nie wymagają uzgodnienia z samorządami. Do tego resort powinien skutecznie nadzorować instytucje odpowiadające za sporządzenie zadań ochronnych dla obszaru Natura 2000 zmuszając je do jak najszybszego ukończenia prac nad tym dokumentem. Podobnie rzecz ma się z planami ochrony już istniejących rezerwatów, które właśnie wygasają. Resort mógłby też wprowadzić coś w rodzaju zbioru zaleceń ochronnych dla całego obszaru Puszczy Białowieskiej. Szczegółowa propozycja takich zaleceń trafiła do resortu już kilka miesięcy temu. Do tego dochodzi oczywiście sprawa strefy wolnej od polowań. Wniosek w tej sprawie również leży w resorcie.
Ogromne znaczenie ma też sprawa uporządkowania ładu przestrzennego; na gminy należy w sprawie przyjęcia planów naciskać nieustannie, tylko ich wprowadzenie jest w stanie skutecznie zahamować tendencje do niekontrolowanego zabudowywania polan puszczańskich.
Z wyrazami szacunku
Jakub Medek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze są moderowane, pojawią się za jakiś czas – po akceptacji.