Zdjęcie wykonane przez J.J.Karpińskiego, w zbiorach BPN
Leśnicy sprowadzają do puszcz
bartników z Baszkirii, by ci przywrócili tradycję bartnictwa. W Puszczy mamy od
dwóch lat trzy nowe barcie zasiedlone pszczołą miodną rasy wywodzącej się z
hodowanych niegdyś w naszym regionie. Przypomnę trochę o bartnictwie w Puszczy,
i kilka zdjęć najnowszych znalezisk z obszaru ochrony ścisłej (więcej zdjęć w
poście sprzed 2 lat: http://puszcza-bialowieska.blogspot.com/2011/06/slady-bartnictwa.html#more
Bardzo stara barć, tzw. dwojnica (dwie komory obok siebie), być może z XVIII w.
Pod koniec XVIII wieku barci w puszczy były tysiące a
kilkaset czynnych. W tym czasie prócz barci używano też uli kłodowych. Był to
też czas kiedy pojawiły się pierwsze pasieki przyzagrodowe.
Pasieka uli kłodowych we wsi Budy
Bartnictwo było
stopniowo usuwane z puszczy w drugiej połowie XIX wieku, a sami bartnicy
zostali definitywnie z niej usunięci w roku 1888.
Ta barć częściowo zarosła. Z prawej widoczny kołek "hwozdownia" do zawieszania przykrycia barci - "śniotu"
Resztki barci sprzed kilkuset lat
Puszcza dzieliła się pod kątem użytkowania bartnego na bory
(bór to obszar, na którym było 60 barci) i półborki, dzierżawione przez
bartników przez 6–letnie okresy. Według Karpińskiego najsławniejszymi
bartnikami byli Jan Buszko i Bazyl Szpakowicz. Ten ostatni zyskał przydomek
„Polaka”, bo pod pretekstem oględzin barci woził powstańcom w roku 1863 żywność
do puszczy. Karpiński pisze, że każdy bartnik oznaczał drzewa własnym znakiem –
ciosnem. Z tymi ciosnami jest mały kłopot. Do niedawna najczęściej można było
oglądać pozostawione przez bartników nacięcia na korze sosnowej. Prawdopodobnie
w ten sposób oznaczano swoją wyłączność do dziania barci w danym drzewie.
Czasami takie nacięcia były robione po usunięciu fragmentu kory i te gdzie
niegdzie przetrwały do dzisiaj. Wbrew temu co pisze Karpiński i wcześniej Blank
Weissberg, autor książki „Barcie i kłody w Polsce” z roku 1937, znajdowane
dzisiaj ciosna wcale nie są na drzewach bartnych. Trudno znaleźć inne
wytłumaczenie tych zachowanych do dnia dzisiejszego, niż że były to znaki
graniczne. Blank Weissberg pisze, że sosny wybierane na barcie miały metrową
średnicę pnia i liczyły minimum 120 lat. Potwierdzają to ogromne rozmiary
zachowanych do dzisiaj, martwych sosen bartnych.
W tej sośnie była barć bezśniotowa i widoczne kołki służyły do mocowania świerkowego ocieplenia
Współczesne próby przywracania bartnictwa jako atrakcji
turystycznej przez sprowadzanych bartników z Uralu (z Baszkirii, gdzie
przetrwała ta tradycja) zapoczątkował w 2007 roku WWF w Spale. Baszkirscy
bartnicy są spadkobiercami nieco odmiennych zwyczajów niż bartnictwo
praktykowane w Puszczy. Współczesne barcie „edukacyjne” przy żółtym szlaku
turystycznym w Puszczy Białowieskiej zrobione są w sosnach cieńszych niż
oryginalne.
Bartnik często zaczynał pracę od wejścia na drzewo i ścięcia
jego wierzchołka –– w ten sposób powstrzymywano wzrost ku górze a drzewo
było mniej narażone na powalenie przez wiatr. Barć była to komora na wysokości
najczęściej od 7 – 12 m. i o głębokości ok. 50 cm, i wysokości od 40–55 cm
(według niektórych autorów bywały i metrowej wysokości, choć nie zachowały się
ślady takich barci w Puszczy), przy szerokości 10–20 cm od strony otworu. Otwór zamykano szczelnym kawałkiem sosnowego
drewna – płaszką, w której mógł znajdować się niewielki wylot dla
pszczół. Robiono też „oko” – otwór z boku barci, częściowo zamknięty dębowym
kołkiem, który wówczas służył za wylotek dla pszczół.
Po lewej deska zamykająca pierwotnie otwór barci, na środku "oko" z wbitym kołkiem
Były też barcie śniotowe, czyli przykryte dodatkowo dębową
kłodą – wypukłą deską, ściętą u góry – zawieszoną na dwóch kluczach/hakach
(znajdujących się nad i pod otworem barci). Śniot dodatkowo zabezpieczał
przykrycie barci przed warunkami atmosferycznymi i nieproszonymi gośćmi. Kiedy
bartnik pobierał miód, wówczas śniot zawieszał na wbitym po prawej stronie
barci kołku zwanym hwozdownia. Inny sposób hodowania pszczół w puszczy
polegał na ustawianiu na drzewach, często na specjalnych podestach, uli
kłodowych, przypominających wyciętą w drzewie część barci.
Z szeregu szkodników bartnych Karpiński na pierwszym miejscu
nie wymienia bynajmniej niedźwiedzia, tylko człowieka – złodzieja. Szczególnie
barcie w pobliżu osad były narażone na okradanie, dlatego śnioty klinowano dodatkowymi
klinami i nabijano gwoździami kowalskimi, by uchronić przed rozłupaniem
siekierą. Przed niedźwiedziem chroniono barć wieszając na kołku, ponad nią sporą
dębową samobitnię o średnicy 25 cm i długości 1,5 m. Przy próbie jej odepchnięcia
niedźwiedź obrywał powracającą kłodą i albo rezygnował, albo, co gorsza dla
niego, spadał na wbite pod drzewem i zaostrzone dębowe koły. Z zachowanych do
dzisiaj rysunków i akwareli Jana Henryka Mǖntza z roku 1783 dowiadujemy się
także o innej formie hodowli pszczół w Puszczy Białowieskiej, mianowicie o
nadrzewnych pasiekach.
Akwarela Mǖntza ze zbiorów biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego
Malarz ten przedstawił scenę osaczenia niedźwiedzia, który –
mimo tzw. odenka, czyli platformy mającej uniemożliwić wejście – wdrapał
się na właściwą platformę wybudowaną wysoko na dębie, na której były ustawione
24 ule kłodowe. Jesienią bartnicy ocieplali barcie świerczyną i korą brzozową.
Przed obrobieniem barci rozpalali w pobliżu ognisko i właśnie ślady po tych
pracach dzisiaj najczęściej możemy zobaczyć pod postacią wyżarów. Wyżar to
uszkodzony u dołu pień sosny, który najpierw opalono do bielu powodując
zażywiczenie drewna, a później odłupywano tam łuczywo.
Znacznie więcej zdjęć i informacji można znaleźć w tej książeczce
A tutaj link do ciekawej rozmowy na temat obecnego projektu: Kto ma pszczoły ten ma miód
To proponuję jeszcze ubrać tych nowych bartników na dawną modłę: w jutowe sukmany i łapcie z łyka. No i budników ponownie osadzić w Puszczy! Będziemy mieć skansen jak się patrzy!
OdpowiedzUsuńA tak poważnie, to po co to wszystko? Przecież właśnie takiego podejścia najbardziej obawiają się tutejsi ludzie. Nie chcą żyć w skansenie i "robić" za eksponaty. Gdzie tu ów osławiony "zrównoważony rozwój"?
Tak, trochę te pomysły pachną "wesołym miasteczkiem", ale mogą być też niegroźnym zajęciem dla kilku hobbystów. Chociaż bardziej prawdopodobne to metoda budowania marki przez ewentualnych sponsorów. Ślady po bartnictwie, które przetrwały do dzisiaj w Puszczy są ewenementem. Trzy nowe barcie przy ścieżce turystycznej są po prostu atrakcją turystyczną za pieniądze zewnętrznego sponsora ("Kujawski pomaga pszczołom" - typowa akcja korporacyjna, choć przy okazji marketingu w szlachetnym celu pomocy pszczołom), podobnie jak bryczka czy tratwa flisacka. Czy w innych lasach odtworzy się bartnictwo? Jeśli będą chętni, to na jakąś niewielką bardzo skalę być może tak. W Rosji można kupić miód z barci - znacznie droższy - który różni się od tego z pasiek, bo nie jest np. odwirowywany. Może więc na małą skalę gdzieś pojawi się taka hodowla pszczół z myślą o zarabianiu na niej atrakcyjną ofertą miodu, podobnie jak ktoś hoduje kozy i wyrabia tradycyjne sery, prowadzi gospodarstwo eko itp. Z ochroną przyrody nie ma to bezpośrednio wiele wspólnego ale może być ofertą dla wymagającego klienta, na pewno lepszą niż np. klatkowa ferma kur. Największym problemem może być jednak brak odpowiednich sosen, bo w lasach gospodarczych sosny 120-letnie o ponad metrowej średnicy pnia się po prostu nie zdarzają.
OdpowiedzUsuńCiekawe, że trzeba aż sprowadzać Baszkirów, gdy 100 km za polską granicą, na Polesiu, bez trudu można spotkać funkcjonujące ule kłodowe na drzewach.
OdpowiedzUsuńUle na drzewach fotografowałem i nad Niemnem w Białorusi i na Ukrainie. Jeśli chodzi o Polesie, to tam bardziej kłody na "staniach" ("odrach"), "stawkach", "stojłach", "sochach" - czyli przy braku mocnych drzew na solidnej konstrukcji, rusztowaniu ponad ziemią. Jak rozumiem chodzi jednak w projekcie o bartnictwo związane ze starymi sosnami.
UsuńU dołu postu dopisałem dzisiaj link do ciekawej rozmowy na temat obecnego projektu, jaka ukazała się we wczorajszej GW. Warto przeczytać - jest tam trochę odpowiedzi na pytania o Baszkirów i ich działania na Podlasiu
OdpowiedzUsuńUle kłodowe a barcie to jednak co innego. Zaś co do grubości drzew - to była kwestia na którą Baszkirzy w rozmowie zwracali uwagę - mianowicie niedobór w Polsce sosen o odpowiedniej grubości.
OdpowiedzUsuńJakub Medek
bardzo fajny tekst dopiero teraz na niego trafiłem, mam nadzieję że bartnictwo wróci
OdpowiedzUsuń