Polecamy lekturę ciekawej rozmowy z dr hab. Bogdanem Jaroszewiczem na temat Puszczy Białowieskiej w serwisie Nauka online, serwisie magazynu PAN Akademia:
Szept i krzyk na Puszczy – cz. 1
"Wygląda na to, że w tej chwili dominuje myślenie, iż las potrzebuje gospodarza i bez inwazyjnych działań człowieka padnie ofiarą szkodników, pożarów i innych zagrożeń.
Każdy las jest w stanie poradzić sobie bez człowieka. Jeżeli ktoś nie wierzy, niech pojedzie do strefy czarnobylskiej. Tamtejsze lasy mają się świetnie i są w ekspansji. Za podejście do Puszczy Białowieskiej winiłbym sposób, w jaki kształceni są leśnicy. Sam jestem leśnikiem i wiem, jak takie studia wyglądają. Uczono nas, że na danym siedlisku powinien rosnąć las o określonym składzie gatunkowym, bo w ten sposób można optymalnie wykorzystać dane warunki siedliskowe. Taki pożądany skład ustala się częściowo w oparciu o badania fitosocjologiczne, które pokazują, na jakich glebach najlepiej rosną określone gatunki drzew. Ale tak opracowany wzorzec jest modyfikowany, żeby jak najlepiej spełniał nasze oczekiwania ekonomiczne. Jeżeli więc zamiast lasu dębowo-grabowego-świerkowego w danym miejscu pojawia się brzoza, trzeba ją usunąć, bo jest chwastem. To bardzo sztywne podejście, w którym wszystko, co odbiega od założeń, powinno się wyciąć, a to, co martwe, usunąć."
Każdy wybiera co dla niego wygodne. W tym samym tekście (na końcu) Jaroszewicz poprawnie moim zdaniem identyfikuje niektóre źródła konfliktu:
OdpowiedzUsuń1. Ustawa o lasach nie daje leśnikom wyboru co do podejmowanych działań: mogą robić tylko to i tylko tyle co określa plan urządzenia lasu i zasady ochrony lasu. Wielkość pozyskania określona przez poprzedniego ministra nie była zgodna z zapisami planu i została wprowadzona z naruszeniem prawa. A wobec gradacji leśnicy nawet jakby mieli inne poglądy, są zobligowani PRAWEM do usuwania drzew zaatakowanych przez kornika. Zamiast wieszać psy na leśnikach, naukowcy i zieloni zabraliby się za lobbowanie w kierunku zmian w prawie. I nie mówcie, że ten rząd jest taki straszny, że nic się nie da zrobić, bo mieliście wcześniej na to osiem lat.
2. Obawy miejscowej ludności i samorządów - jak dotąd zarówno kolejne ekipy rządzące jak i zieloni traktowali mieszkańców tych okolic jak debili, którzy nie nic nie rozumieją i nie mają prawa decydować sprawach dotyczących miejsca, w którym żyją. Sugerowanie - co robi Jaroszewicz - że samorządy kierują się korzyściami finansowymi, bo dostały kilkanaście milionów na rozwój w ramach "Kontraktu dla Puszczy", jest obrzydliwą insynuacją w sytuacji, kiedy nie zostały przekupione stoma milionami.
Jaroszewicz nie wspomina o trzecim głównym źródle problemu z PB: arogancji naukowców i zielonych działaczy, którzy realizują swoje ambicje, manipulując emocjami i oszczędnie gospodarując prawdą. Ta kolonialna mentalność wśród naukowców istniała w Białowieży od dziesięcioleci, jednak w niedemokratycznym systemie i gospodarce zorientowanej na wynik zapędy naukowców, aby w PB rozdawać karty były hamowane i konflikt był tłumiony. Po zmianie ustroju zjawiska te uległy zaostrzeniu, gdyż naukowcy i zieloni patrzą na to z perspektywy wieży z kości słoniowej, z której nie zamierzają dyskutować z motłochem. Poza tym kwitnie mentalność Kalego (dla przykładu: naukowiec może wybudować chałupę w otulinie parku narodowego, ale będzie protestował przeciw zmianie planu zagospodarowania przestrzennego, w wyniku której obok pojawiłoby się kilka innych chałup, nie należących do "wybranych"). Teraz od jakiegoś czasu trwa rozprowadzanie medialne kłopotu z tymi ciemnymi lokalsami, którzy nie rozumieją konieczności dziejowej i zasad dialektyki - poprzez zakładanie stowarzyszeń i grup złożonych głównie z przyjezdnych, którzy są bardzo aktywni w mediach i wypowiadają się jako "głos miejscowych" w PB.
Pomysł Jaroszewicza, żeby powołać kolejną ustawową formę ochrony przyrody w postaci Obiektu Dziedzictwa Światowego jest następnym przykładem zasadniczego problemu, jaki mamy w Polsce z ochroną przyrody, która jest realizowana w oderwaniu od reszty życia gospodarczego i społecznego. Już to co zrobiono w Polsce z obszarami Natura 2000, wprowadzając je jako formę ochrony konserwatorskiej, było głupotą i wynikiem braku uczciwej dyskusji obywatelskiej o celach i priorytetach _całego_ polskiego społeczeństwa. Ale żeby prowadzić taką dyskusję trzeba zejść z wieży do motłochu.
"naukowiec może wybudować chałupę w otulinie parku narodowego, ale będzie protestował przeciw zmianie planu zagospodarowania przestrzennego, w wyniku której obok pojawiłoby się kilka innych chałup, nie należących do "wybranych"
UsuńPoproszę o konkretne przykłady: który naukowiec i gdzie wybudował "chałupę w otulinie parku narodowego".
"Pomysł Jaroszewicza, żeby powołać kolejną ustawową formę ochrony przyrody w postaci Obiektu Dziedzictwa Światowego jest następnym przykładem zasadniczego problemu, jaki mamy w Polsce z ochroną przyrody, która jest realizowana w oderwaniu od reszty życia gospodarczego i społecznego"
OdpowiedzUsuńPrzecież w Polsce coś takiego jak ochrona przyrody to w zasadzie nie istnieje. Jesteśmy pod względem mentalnym Bangladeszem lub Afganistanem, a nasze dziedzictwo przyrodnicze traktujemy jak islamiści kobiety. Jesteśmy całkowicie pozbawieni obrazu całości, oderwani od rzeczywistości nie tylko na poziomie globalnym ale i lokalnym - innymi słowy całkowicie pozbawieni instynktu samozachowawczego. A takie przeintelektualizowane analizy są wyrazem oderwania się większości ludzi od fizycznej rzeczywistości i zanurzeniu w kulturze, która w istocie gardzi życiem.
Ja bym dodał mocniej: Polacy swoją ojczystą przyrodę traktują gorzej aniżeli przydrożną prostytutkę! Jest tolerowana, kiedy potrzeba zrobić laskę, tudzież zachować we fragmencie, bo jakiś męt zbudował sobie chałupę i krajobrazowo mu pasi. Reszta to bełkot.
UsuńTylko, że minister zamiast podziwiać piękno i wielkość Puszczy woli polowanka ze swoim księdzem i deski.
OdpowiedzUsuńWidzę niebywałą analogię między zjawiskiem gradacji, niezależnie z udziałem jakiego gatunku, niekoniecznie kornika, a parciem lokalnej ludności, aby wygnać ekologów z Puszczy i przerobić ją w okolicznych tartakach. Tak jak kornikowi skończy się kiedyś żarcie i jego populacja wróci do stanu minimalnego, tak i lokalna ludność po sprzedaniu przysłowiowej, ostatniej deski z drzew puszczańskich, będzie gryzła z głodu nagą glebę na zrębach. I skończy się dojenie turystów w lokalnych knajpach, gdzie cena herbaty wyższa niż w Londynie. Ceńcie swoich naukowców, bo to im najbardziej zależy na tym, by Puszcza przetrwała dla nas wszystkich. A że przy tej okazji najwięcej skorzysta na tym lokalna ludność, to niech będzie jej bonusem.
OdpowiedzUsuńAkurat lokalna ludność niewiele ma z tej dodatkowej wycinki, z wycinki w ogóle też. Obławia się, jak zwykle garstka u leśnego żłoba, a peroruje potem za wszystkich. To jasne, że na tym terenie Puszcza i przyroda są wabikiem na turystów, jeśli miejscowi to przeputają, to pozostanie im wegetacja na zasiłkach i tyle w temacie.
UsuńNo właśnie, a skoro tak, to czemu lokalna ludność rzuca w ekologów kamieniami, a leśnikom liże... sam wiesz co? Może trochę edukacji na miejscu by się przydało, żeby lokalna ludność zrozumiała wreszcie co jest jej długofalowym kapitałem, a od kogo powinna się trzymać z daleka? No i dobrze, by do lokalnej ludności żyjącej z agroturystki dotarło też, że jak chce się turystę skubnąć na 60 zł za dobę od łóżka, to trzeba chociaż dać mu ciepłą wodę w kranie, gdy na dworze tylko 15 stopni w dzień. Jakieś przymusowe kursy dla tych agroturystycznych, zachłannych pańć z zakresu usług turystycznych trzeba by zaplanować!!!
UsuńLokals Stepaniuk, były dyrektor BPN, mówi coś akurat odwrotnego - komu wierzyć?
Usuńzatrudnienie odpowiedniej liczby trocinkarzy nie stanowi problemu, poza tym administracja LP czyli podleśniczowie i leśniczowie w ramach swoich obowiązków także wyszukują drzewa zasiedlone przez korniki.
OdpowiedzUsuńLeśniczowie i podleśniczowie w Puszczy Białowieskiej i tak nie mają dużo roboty- więc w zupełności wypełnili by rolę trocinkarzy.
Traktowanie Białowieskiego P.N. i obszaru administrowanego przez LP jako dwa odrębne byty jest totalną porażką, nie ma przecież żadnej bariery miedzy tymi obszarami.
OdpowiedzUsuńMocno dziwi mnie podejście naukowców do tej sprawy i traktowanie BPN jako wyspy nie podlegającej wpływom zewnętrznym.
Gdyby naukowcy traktowali BPN jako wyspę nie podlegającą wpływom zewnętrznym to nie walczyliby aktualnie o to, by część gospodarczą Puszczy ocalić od gospodarki leśnej tylko stworzyć z całego tego kompleksu leśnego park narodowy. Naukowcy wiedzą co to fragmentacja :)
Usuńpo co są więc te bezsensowne porównania gradacji kornika w BPN i LP?
Usuń