Otrzymaliśmy następującą, bulwersującą informację prasową:
Leśnicy sabotują badania przyrodnicze prowadzone w Puszczy Białowieskiej. Drzewiarze grożą, że będą topić przyrodników w bagnie:
/.../ Ty myślisz, że my k... będziemy z ręcami tako założonymi? Nie kurwa - będziem topić w tym bagnie. Niech my ciebie spotkamy kiedy tak sam na sam/.../ - takie słowa usłyszał Adam Bohdan ze Stowarzyszenia „Pracownia na rzecz Wszystkich Istot” od pracownika Zakładu Usług Leśnych (ZUL). Bohdanowi towarzyszyła grupa przyrodników z Norwegii, którzy nie spodziewali się takiego przywitania w Puszczy Białowieskiej.
Nie czuliśmy się komfortowo, obawialiśmy się, że pojawi się więcej agresywnych osób i konflikt ulegnie eskalacji. Nie jest to właściwe traktowanie turystów. Czuliśmy się jak niechciani goście. To dziwne – słyszeliśmy, że turyści stanowią główne źródeł dochodu tutejszej społeczności. – mówi Even W. Hanssen z norweskiej organizacji SABIMA.
Pracownia prowadzi aktualnie zakrojone na szeroką skalę inwentaryzacje najcenniejszych gatunków Puszczy Białowieskiej – ptaków, chrząszczy i porostów. Zgromadzone dane zostaną wykorzystane na potrzeby przygotowania planów ochrony Puszczy Białowieskiej, co będzie się wiązało z koniecznością ochrony stwierdzonych gatunków i prawdopodobnie zmniejszeniem skali pozyskania drewna. Dlatego działalność ta sabotowana jest przez leśników, którzy m.in. zabraniają przyrodnikom pracy w niedzielę i po godzinie 16:00. Tym razem leśnicy posunęli się dalej. Na kilka minut przez spotkaniem z pracownikiem ZUL Adam Bohdan i Norwescy turyści zostali zatrzymani przez leśniczego leśnictwa Sacharewo. Spotkanie z pracownikiem ZUL-u nie mogło być przypadkowe. Leśniczy musiał poinformować pracownika ZUL o wizycie przyrodników, chociaż Nadleśnictwo zobowiązało się do zapewnienia bezpieczeństwa w trakcie prowadzonych badań. O incydencie została poinformowana policja.
Rozmowa Adama Bohdana z pracownikiem ZUL została zarejestrowana na magnetofonie. [format windows media audio]
Więcej informacji :
Even W. Hanssen Tel. +47 99 25 61 20
Adam Bohdan - 509197718
Ja bym chciał tylko napisać jedno: odpowiedzialność za takie incydenty ponoszą Lasy Państwowe. I niech nie wykręcają się, że to nie ich pracownicy tylko ZULe. Kto tworzy tę agresywną i nienawistną do przyrodników i ekologów atmosferę? Kto rozsiewa plotki i pomówienia? Kto dziesięć lat temu inspirował manifestacje z transparentami opluwajacymi po nazwisku naukowców białowieskich? A może nie Lasy Państwowe? To teraz jest okazja, żeby się od tego odciąć i zaprowadzić porządek na administrowanym przez siebie terenie.
OdpowiedzUsuńDokładnie. Brak zdecydowanej reakcji za strony Lasów Państwowych będzie ewidentnym dowodem na to, że wspierają działania przestępcze. Nie ma bowiem żadnego usprawiedliwienia czy tłumaczenia sytuacji, w której grozi się komuś śmiercią a groźba ma charakter jak najbardziej realny
OdpowiedzUsuńNie przesadzajcie, podpity menel coś tam pobełkotał, a wy robicie nie wiadomo jaką aferę. Ten agresywny ćwok, to też ofiara lokalnej nagonki na ekologów. Lokalna nomenklatura wmówiła miejscowym, że jak stracą robotę, to na pewno przez "zielonych". Jakiś kozioł ofiarny musi się znaleźć, aby ukryć niekompetencję, niegospodarność i zwykłą tępotę. Ekolodzy są jak znalazł, "obcy" i "dziwni", dlatego idealni na odstrzał ku uciesze motłochu.
OdpowiedzUsuńAleż "robienie afery" jest jak najbardziej na miejscu. Bo "podpity menel" sam tego nie wymyślił. Ktoś mu te wszystkie bzdury do głowy nakładł. Ktoś go podpuszczał, chcąc wykorzystać do zastraszenia ekologów. I to ten ktoś przede wszystkim powinien za to beknąć.
OdpowiedzUsuńChcesz żyć w kraju, gdzie wykonując w lesie inwentaryzację może Cię inny pracownik tego lasu zwymyślać i postraszyć utopieniem w bagnie? I uważasz, że takie groźby to drobnostka? Ja tak nie uważam, tym bardziej, że sam sie spotkałem z podobnym straszeniem, wcale nie ze strony pijanego pracownika LP. Nie chcę, żeby nasz region wyróżniał się przyzwoleniem na chamstwo i groźby karalne. Własnie tolerowanie słów o tym, że las może spłonąć jak ekolodzy będą podskakiwali, tolerowanie tego, że pracownik leśny grozi ekologowi utopieniem w bagnie prowadzą do eskalacji nienawiści. Czy gdyby ktoś ci krzyczał na ulicy przed domem, że jak Cię samego spotka to Cię zabije, uznał byś to za nieważny incydent? Chcesz tolerowac takie zachowania?
OdpowiedzUsuńWarto też pamiętać o tym, że czy się to komuś podoba czy nie, inwentaryzacja przyrodnicza czy inne badania naukowe prowadzone w lesie to taka sama praca jak jego wycinanie. Tak samo umocowana prawnie. Nawet bardziej - bo o ile nie ma przepisu nakazującego eksploatację lasu o tyle są przepisy nakazujące sporządzanie dla nich PULi, czy planów ochrony. A do tego potrzeba aktualnego i możliwie najpełniejszego obrazu zasobów przyrodniczych. De facto każdy kto sabotuje czy utrudnia inwentaryzację działa nie tylko wbrew prawu, ale również wbrew interesowi zarówno Skarbu Państwa jak i przedsiębiorstwa które zarządza leśnymi terenami należącymi do państwa. Czyli interesowi Lasów Państwowych. Dobrze żeby o tym niektórzy z zatrudnionych w tej firmie pamiętali. Bo za działalność na szkodę pracodawcy to się z roboty wylatuje. Na zbity ryj.
OdpowiedzUsuńArgumentacja słuszna. Problem w tym, aby jeszcze dotarła do adresatów na tym niższym i na tym wyższym szczeblu LP. Konkurs na metodę wbijania argumentów do rozumów ogłaszam.
OdpowiedzUsuńNiesmaczny artykuł oraz komkentarze pod nim, ale adekwatne do ich autorów. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMógłbyś kolego zniesmaczony artykułem i komentarzami napisać co cię konkretnie zniesmaczyło?
OdpowiedzUsuńBo jak rozumiem nie fakt, że osoba zatrudniona przez Lasy Państwowe groziła komuś wykonującemu swoją pracę śmiercią...
Bardzo chętnie odpisuje, stwierdzając fakty: 1) osoba zacytowana powyżej nie jest znana nikomu z dokładnych personaliów i nie można stwierdzić czy jest pracownikiem LP (Lasów Państwowych)
OdpowiedzUsuń2) Autor zamieszcza swoje przemyślenia: "Leśnicy sabotują badania przyrodnicze prowadzone w Puszczy Białowieskiej. Drzewiarze grożą, że będą topić przyrodników w bagnie:" jest to podyktowane subiektywnością, skąd przekonanie, że ktokolwiek sabotuje, bo raczej wygląda to na sabotaż z przeciwnej strony.
Osoba ta poruszała się samochodem po lesie - musiała więc mieć na to zezwolenie. Zidentyfikował ją też miejscowy leśniczy. Z imienia i nazwiska. Jako ZULa, zgodnie zresztą z tym, co ta osoba sama o sobie mówiła.
OdpowiedzUsuńA co do sabotowania badań - jak inaczej wytłumaczyć nakaz ograniczania inwentaryzacji do czasu pracy nadleśnictwa skoro część z inwentaryzowanych gatunków można wykryć tylko po zmierzchu a inwentaryzację prowadzą głównie wolontariusze, siłą rzeczy mogący pracować popołudniami i w weekendy?
W interesie Lasów Państwowych jest wspieranie tych badań, tymczasem do samego początku, od historii z przepustkami na wjazd do lasu czynności podejmowane p0rzez lokalne nadleśnictwa te badania tylko utrudniają. Przypadek?