27 września 2015

Co słychać w Puszczy Białowieskiej, czyli wycinamy lasy dla ich dobra

Lasy Państwowe odpowiadając na krytykę organizacji pozarządowych dotyczącą wzrostu wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej potwierdzają jedynie nasze najgorsze obawy. Plan Urządzania Lasu, dokument regulujący poziom pozyskania drewna, okazuje się właśnie zbyt ciasny w relacji do apetytu LP na pieniądze ze sprzedaży desek z Puszczy Białowieskiej.

Z zachwytem przeczytałem informację PGL LP przygotowaną w odpowiedzi na pismo czterech ekologicznych organizacji pozarządowych, w tym Fundacji Greenmind,  wskazujących, że realizowane w ostatnich dwóch latach zwiększone pozyskania drewna w Puszczy Białowieskiej zagraża tym unikatowym lasom i łamie ustalenia dotyczące ochrony tego terenu zawarte w Planie Urządzania Lasu (PUL) na lata 2012-2021.  Z zachwytem, bo niełatwo jest napisać tekst, w którym tak dobrze ogniskują się wszystkie cechy sprawiające, że dyskusja z LP o przyszłości Puszczy Białowieskiej jest tak trudna. Mamy tu więc naginanie faktów, zaprzeczanie własnym tezom, mesjanizm oraz wiarę, że las można wciąż uprawiać zgodnie z zasadami sprzed ponad 100 lat. Ale po kolei.
Zacznijmy od zapętlania się we własne zeznania. PGL LP twierdzi w swoim tekście, że obecnie zalegalizowane (decyzjami Dyrekcji Generalnej LP) przekroczenia średniorocznego limitu pozyskania drewna w latach 2014-2015 będą kompensowane odpowiednio mniejszym pozyskaniem w latach następnych. Bo realizacja zapisów PUL mierzona nie jest pozyskaniem  średniorocznym, ale sumą dla okresu 10-letniego. Brzmi dobrze i wiarygodnie, ale nie wytrzymuje konfrontacji z faktami dotyczącymi Nadleśnictwa Białowieża. Tam bowiem, po dwóch decyzjach zwiększających limity cięć w 2014 i 2015 – czyli w 4. roku realizacji PUL wykonano już 96% (słownie: dziewięćdziesiątsześć procent) 10-letniego planu pozyskania drewna! Jeśli zatem przyjmiemy za dobrą monetę to, co oznajmia nam w swoim komunikacie GDLP, to musimy również przyjąć, że Nadleśnictwo Białowieża od 1 stycznia 2016, do końca roku 2021, czyli przez sześć lat, praktycznie nie będzie miało dochodów ze sprzedaży drewna.
Jeśli PGL LP chce, byśmy w taki scenariusz uwierzyli, to oczywiście może nas uspokajać, że „w którymś z kolejnych lat [pozyskanie] będzie musiało być odpowiednio mniejsze„. Podane wyżej liczby jednak nijak nie sprzyjają wykrzesaniu wiary w to, że od 1 stycznia 2016 r. pracownicy nadleśnictwa zajmą się wyłącznie dokarmianiem sikorek, praktycznie zapominając na 6 lat o tym, co eufemistycznie jest nazywane „zabiegami hodowlanymi”.  Nawet sam nadleśniczy przytomnie zasugerował nowelizację PUL (nazywaną aneksowaniem), by można w tym czasie wyciąć więcej niż tylko pozostałe 1600 drzew.
Jednak najciekawsze przychodzi później. O ile w pierwszym akapicie tekstu jesteśmy uspokajani, że przekroczenia średniorocznego planu muszą być adekwatnie kompensowane w kolejnych latach, to w ostatnim akapicie Autor tekstu porzuca już wiarę w możliwości adekwatnych kompensacji i przyznaje, że zostały podjęte starania o zwiększenie pozyskania przewidzianego w PUL.  No i oczywiście, spośród dwóch sprzecznych wersji opisu „co się dzieje w Puszczy Białowieskiej” ta druga wersja jest prawdziwa, bo o zwiększenie etatu cięć w Puszczy poprzez aneksowanie istniejącego PUL wnioskowali już indywidualni nadleśniczowie, zapowiadał je w Sejmie Dyrektor Generalny LP i było ono przedmiotem rozmów białostockich leśników z Podsekretarzem Stanu w Ministerstwie Środowiska.
Drugi mój powód do zachwytu, to wierność tradycji i niechęć do nowinek, np. wyników badań opublikowanych poza „Sylwanem„. LP piszą, iż wycinają zainfekowane świerki, by „uniemożliwić rozprzestrzenianie się szkodników” i ograniczyć w ten sposób zasięg gradacji kornika. Jednak naukowe dowody na skuteczność cięć sanitarnych jako metody ograniczania gradacji kornika są – delikatnie mówiąc – kontrowersyjne. Nawet pojedyncze artykuły wskazujące na pozytywną rolę cięć sanitarnych przyznają, że wiodące znaczenie dla dynamiki gradacji mają czynniki pozostające poza naszą kontrolą – temperatura w zimie, susza w lecie czy temperatura wczesnym latem. Modele matematyczne wykazują, że opanowanie gradacji  kornika drukarza jest możliwe jedynie w sytuacji, gdy ponad 80% istniejących zasiedlonych drzew (lub po leśnemu – posuszu czynnego) będzie znajdowanych w lesie, bezzwłocznie wycinanych, a zawarte w nich owady będą niszczone w 100%. Taka skuteczność jest niemożliwa do osiągnięcia w warunkach Puszczy, a już na pewno w warunkach bliskiego występowania chronionych drzewostanów (rezerwaty) oraz Parku Narodowego. No chyba, ze LP chcą nam zafundować leczenie dżumy cholerą.  Wiadomo bowiem, że ogromna większość  zasiedlonych przez kornika świerków znajduje się obecnie na terenie drzewostanów ponad 100-letnich oraz rezerwatów. Bez wejścia z wyrębem sanitarnym w drzewostany ponad stuletnie i rezerwaty nie da się osiągnąć 80% skuteczności wymaganej dla opanowania gradacji. Więc zaprezentowana wizja LP oznacza w istocie rzeczy albo propagowanie ewidentnie nieskutecznych cięć sanitarnych w drzewostanach obecnie użytkowanych albo zgodę na totalną demolkę w rezerwatach i stuletnich wydzieleniach – również z mizernymi szansami, że uda się w mieszanych, zróżnicowanych gatunkowo drzewostanach uzyskać tak wysoką skuteczność. A w ogóle, to ciekawostką przyrodniczą jest fakt, że wycinane w ramach walki z kornikiem świerki w sporej części nie są pozbawiane kory i składowane w takiej formie na sągach w lesie służą po prostu jako dalsza rozmnoża kornika. Takie działanie pozostaje wbrew podstawowym standardom walki z kornikiem i bardzo klarownie pokazuje, że wiodącą motywacją wycinki świerków nie jest bynajmniej deklarowane zahamowanie gradacji.
No i wreszcie trzecia przyczyna mojego zachwytu – chrześcijańskie miłosierdzie połączone ze zdolnością do zapominania o złych przygodach.  Weźmy choćby informację, iż  „leśnicy nie usuwają drzew zasiedlonych przez kornika z drzewostanów ponad 100-letnich (takich, w których co najmniej 10% drzew przekroczyło wiek 100 lat), z siedlisk bagiennych i wilgotnych, a także z rezerwatów (te ostatnie obejmują np. 34% powierzchni lasów w Nadleśnictwie Białowieża). Łącznie 70% powierzchni trzech puszczańskich nadleśnictw objętych jest ochrona bierną lub rezerwatową i leśnicy nie prowadzą tam cięć, by usuwać zaatakowane przez korniki drzewa„. O ile powyższe dwa zdania nie stanowią tzw. „oczywistej pomyłki pisarskiej”, to dowodzą one, że LP wspaniałomyślnie wybaczyły nam i szczęśliwie zapomniały już o aferze sprzed roku, kiedy to ekologiczne organizacje pozarządowe pisały do Ministra Środowiska, że Nadleśnictwo Białowieża wycięło w rezerwacie im. W. Szafera ponad 1200 zasiedlonych kornikiem świerków, łamiąc przepisy ustawy o ochronie przyrody.  Każdy może je dziś podziwiać – w postaci ściętych pni – przemieszczając się drogą z Hajnówki do Białowieży. Wielkoduszna umiejętność zapominania o zaszłościach idzie tu w parze z chirurgicznie precyzyjnym oddzielaniem stanu obecnego od planów w wypowiedziach, bo – jak argumentowałem powyżej – myśląc o skutecznej walce z kornikiem, LP w gruncie rzeczy muszą zakładać szybkie wejście z cięciami sanitarnymi do rezerwatów i wydzieleń ponad stuletnich.  Czyli „leśnicy nie prowadzą [wprawdzie] cięć” (czas teraźniejszy) ale zapewne to się wkrótce zmieni, skoro z taką emfazą mówią, również w analizowanym tu tekście -  ile zainfekowanych świerków stoi na pniu w rezerwatach i wydzieleniach ponad stuletnich.
No i na koniec szczypta nieodłącznego mesjanizmu. Leśnicy piszą, że „bierność wobec zamierania świerków w Puszczy Białowieskiej oznacza, że nie będzie ona przypominała przez bardzo wiele lat tego, co Polacy z piękną, żywą puszczą kojarzą„. I dalej: „przepisy zobowiązują leśników do przeciwdziałania takim zjawiskom w trosce o zachowanie trwałości lasów„. Wypada najpierw nadmienić, że postulowany przez LP brak „bierności” oznacza nic więcej niż to, że te same świerki, które mogą naturalnie zamrzeć, powinny być po prostu wycięte, wyciągnięte z rezerwatu i sprzedane na dechy lub opał. Przy okazji spuszczania strzał i ich wywlekania z leśnych ostępów, oczywiście zostanie uszkodzonych ileś tam rosnących w pobliżu zdrowych drzew liściastych, rozjeżdżona gleba, zerwana ściółka, zniszczony podszyt, a piły motorowe i harwestery wjadą w środek rezerwatów, w środku sezonu rozrodczego (wycinka zainfekowanych drzew musi być zrobiona późną wiosną lub latem). Jednym słowem: faktycznie „piękna, żywa puszcza”.  Alternatywą, postulowaną przez ekologicznych oszołomów, jest pozostawienie zainfekowanych drzew na miejscu i obserwowanie,  jak w miejscach gdzie świerki zamierają i upadają, odnawia się wreszcie dąb, świerk i inne drzewa, wzrasta różnorodność gatunkowa wszelkich zwierząt. Oczywiście w tym scenariuszu, PGL LP nie zarabiają również na sprzedaży tysięcy metrów sześciennych drewna, wyciętych ponad plan w imię „ratowania puszczy”. Ratowania – przypominam – przed naturalnymi procesami, prowadzącymi do wzrostu różnorodności biologicznej, długo wyczekiwanego odnowienia trudno odnawiających się drzewostanów i naturalnej selekcji drzew bardziej odpornych na susze i infekcje korników.  „Ratowania” przed procesami, które generalnie nie są możliwe do opanowania, jak wskazują badania naukowe i praktyka dziesięcioleci w Europie i Ameryce Północnej. „The consensus of studies and retrospectives over the course of several outbreaks is that even after millions of dollars and massive efforts, suppression using direct controls has never been effectively achieved, and at best, the rate of mortality to trees was reduced only marginally” – napisali autorzy opublikowanej w Forestry (impact factor 2,093) pracy przeglądowej. Teza, że usuwanie świerków wynika z potrzeby zachowania trwałości lasów jest w tym świetle nie do obrony. Drzewostany z nieusuwanym świerkiem są równie trwałe jak lasy, z którego świerk wyjechał na deski. Ba, odnowienie postępuje w nich szybciej, gdyż leżanina sprawia, że tereny te są mniej atrakcyjne dla zwierzyny płowej (słowo kluczowe: landscape of fear) a same siewki fizycznie zabezpieczone przed zgryzaniem, co promuje szybsze odnawianie się drzew.  I odwrotnie, cięcia sanitarne świerków mogą promować rozszerzanie się gniazd kornikowych, bo badania wykazują, że odsłonięte w ten sposób,  wyeksponowane na słońce zdrowe świerki są chętniej zasiedlane przez . Jak wyglądają drzewostany, w których zainfekowane świerki nie były usuwane, można zobaczyć „za miedzą”, w Białowieskim Parku Narodowym. O dziwo – las tam jakoś nie zginął. Więcej nawet –  pomimo braku pomocy LP i niekontrolowanej presji kornika uchowały się tam najdorodniejsze świerki, a specjaliści piszą wręcz o ekspansji świerka w tej części Puszczy, która jako Park Narodowy jest poza zasięgiem gospodarki LP.
Ale ponieważ skazane na niepowodzenie „ratowanie” lasu jest biznesem, który opłaca się wszystkim – zarządcom lasów, właścicielom tartaków, producentom mebli, wykonawcom wycinek i przepychającym to wszystko politykom, to filozofia „ratowania”  ma mocny żywot, pod każdą szerokością geograficzną. Choć wygląda, że oparta jest na równie silnych podstawach, jak wiara w to, że serwowane w aptekach suplementy diety pozwolą nam schudnąć w 3 tygodnie.

Podsumowując, informacja przedstawiona przez LP nie rozwiewa wyrażonych ostatnio wątpliwości organizacji pozarządowych – wręcz przeciwnie. Wynika z niej, że powołując się na misję ratowania lasu i zarabiając na wycinanym drewnie, LP będą zmierzały w kierunku legalizacji dalszego wzrostu pozyskania grubizny w Puszczy Białowieskiej. Ze szkodą dla środowiska przyrodniczego, jak wykazują setki publikacji naukowych. I bez zrozumienia, że warto w  końcu jakoś specjalnie potraktować jeden z ostatnich lasów klimatu umiarkowanego, który jest kształtowany głównie przez naturalne procesy i wymaga skutecznej ochrony z uwagi na status obszaru dziedzictwa ludzkości wg UNESCO.

7 komentarzy:

  1. Temat był poruszany na blogu czy nikt tego nie zauważył:

    https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-gospodarce-lowieckiej.html

    OdpowiedzUsuń
  2. przykre i żenujące, że LP gospodarujące na milionach ha nie mogą sobie odpuścić pozyskania z Puszczy

    OdpowiedzUsuń
  3. Otóż nie mogą sobie odpuścić, ponieważ ich to chronicznie boli. Tyle lat się uczyli o plantacjach drzew i co teraz mają zmienić myślenie i w dodatku nic nie zarobić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie tylko Puszczę Białowieską, ale całą naszą przyrodę czekają trudne lata. Populizm jest "u władzy" i to się będzie przejawiać m. innymi w zaspokajaniu różnych lokalnych apetytów kosztem dobra wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
  5. rzad ma nas za bezmozgich debili piora nam w tv glowy i robia co im sie podoba juz nie maja co sprzedac wszystko wykradli to z desperacji biora sie za jeziora,wywlaszczanie dzialek i lasow.......
    PETYCJE piszmy i podajmy dalej rzad ma wszelkie prawa a my same zakazy i kary ??????? do kad bedziemy siedzieli w domu???? na ulice!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Piep...ne PiSiory. Niczego was Rozpuda nie nauczyła prawda? Szyszko robi wam krecią robotę już po raz drugi. Chcecie zadymy? Będzie zadyma.

    OdpowiedzUsuń
  7. W porcie gdyńskim tysiące m3 czekają na eksport głównie do Szwecji...

    OdpowiedzUsuń

Komentarze są moderowane, pojawią się za jakiś czas – po akceptacji.